Kolega z Ait Bin Hadou mówił nam, że Merozuga to komercha i lepiej jechać do M'hamid. Pewnie miał rację. Te drugie są dużo większe, ale dojazd jest trudniejszy. Wydmy nie okazały się takie straszne jak mówił. Każdy dostał wielbłąda i dalej na pustynię. Pierwsze wrażenie: wielbłądy nie są takie fajne jak konie. Brakuje im duszy i temperamentu. Idą przed siebie jak roboty przywiązane do siebie nosami. Po godzinie wędrówki dotarliśmy do namiotu na pustyni. Od razu rzuciliśmy się na najwyższą wydmę w okolicy. Zaskoczyła nas, ponieważ wchodzenie po sypkim piasku było dużo trudniejsze niż sądziliśmy. Początkowo biegliśmy, później szliśmy, a na końcu się czołgaliśmy! Ale udało się, najwyższa wydma na horyzoncie zdobyta. Wszystkim mieszczuchom polecam widok nocnego nieba na pustyni. Ani jednej chmurki i tyle gwiazd, ile normalnie nie mamy szans zobaczyć. Chłopaki, co nas zabrały na wycieczkę na pustynię, zaczęli śpiewać swoje piosenki i grać na bębnach. Sami też uczyliśmy się obsługi bębna :) Zaśpiewaliśmy im nasze Szła dzieweczka. Noc rzeczywiście chłodna. Dostaliśmy koce. Przykryłem się dwoma, ale komfort byłby chyba przy trzech. Chłód poczułem na szczęście dopiero nad ranem, gdy trzeba było wstawać. Od nocy pod kocami dostałem niestety jakiejś wysypki i czułem mrowienie następnego dnia.