Do Ananuri zajeżdżamy gdzieś na godzinę, półtorej do zapadnięcia zmroku. Na dole, pod kościołem znajduje się drugi opuszczony i trochę pozapadany kościół. Obieramy go sobie jako naszą bazę noclegową. Kumają się z nami 2 psy, bardzo przyjacielskie, ufne i pomocne. Przez całą noc pilnują, aby dzikie jak i te oswojone (krowy, konie) zwierzęta nie podchodziły do nas zbyt blisko. A może to my nie mieliśmy się zbytnio zbliżać do krów? :) Rano podziwiamy piękne widoki dookoła zalewu jak i sam kościół. Miejsce nam się bardzo podoba, jest tu bardzo sielsko. Z perspektywy czasu trochę żałuję, że nie daliśmy się tam ugościć, co pomimo turystycznego charakteru miejsca nie byłoby chyba trudne. Łapiemy stopa dalej, do Kazbegi.