Mając do wyboru nocleg w Budapeszcie, a zatrzymanie się nad Balatonem, wybraliśmy to drugie. Węgrzy to kosmici, mają dziwny język, dziwnie wyglądają (Słowianie na północy, Słowianie na południu i oni). Balaton to miejsce dobre chyba tylko dla rodzin z małymi dziećmi. Jest tak płytki, że trzeba się postarać, żeby się utopić ;) Mniej więcej na zasadzie: jak się nie ma co się lubi... Dobra, nie narzekam więcej, popływałem, idę zjeść. Kobieta co nas podwoziła, poleciła nam halaszle (zupa rybna). Ja już jej nie polecam. Chyba, że ktoś jest wielkim fanem zup rybnych. Poczuliśmy się oszukani w knajpie. Zamówiliśmy sobie winko do obiadu. Małymi literami napisane, że cena jest za 100 ml. Super. Może nie mam obycia w restauracjach, ale z takimi praktykami się nie spotkałem. Do ogólnej negatywnej oceny miejsca można dodać PRLowski klimat miasta. Czułem się trochę, jakbym był w hotelu robotniczym w Parzymiechach.
Ponieważ to ostatni wpis dot. tej wycieczki krótko podsumuję:
Serbia - miejsce świetne, ale zaniedbane, jakby nie wierzyli, że tam mogą turyści przyjechać
Bośnia - rewelacja! świetne krajobrazy, czysta woda (można bezpiecznie pić z kranu)
Chorwacja - super morze, ale to już nie Bałkany
Węgry - mogę odpowiedzieć śpiewająco?