Gdyby nasz wyjazd wyglądał tak jak powrót, nie wiem czy nie zrezygnowalibyśmy po drodze. W pierwszy dzień powrotu złapaliśmy TIRa jadącego do Zagrzebia. Niby OK, gdyby nie miejsce gdzie wysadził nas szanowny pan kierowca. Zostawił nas na zjeździe, powiedział, że niedaleko jest stacja benzynowa. To niedaleko to było ponad 10 km. Szliśmy w pełnym słońcu, oczywiście nikt się na autostradzie nie zatrzyma. Mieliśmy niecałe pół litra wody. Po mniej więcej 2 godzinach marszu, zeszliśmy z autostrady do domu niedaleko. Tylko, że dojście do tego domu łatwe nie było. Chaszcze, druty, wilki jakieś. Padnięci poprosiliśmy właścicielkę domu o trochę wody. Ugościła nas ciastem, domową kiełbasą (!). Pogadaliśmy sobie trochę z nią. Powiedziała, że do stacji zostały 2 km. Ona się nie myliła. Nie chcąc robić jej większego kłopotu, poszliśmy dalej. Nocleg nam się trafił niedaleko autostrady, w oddali widząc stację. Było klimatycznie ;)