Tak wcześnie dnia jeszcze nie zaczynaliśmy. Po północy śniadanie, kawa i w drogę. To moja i Marty najwyższa góra do tej pory, 2970 m. n.p.m. Jednocześnie jest to najbardziej aktywny wulkan w Indonezji. Wybuchł niecały miesiąc po tym jak się na niego weszliśmy (przysięgamy, to nie my). Po pierwszej godzinie wspinaczki myślę, że umrę. Potem jest już lepiej. Mamy do przejście 1500 m w górę. Doświadczenie nie jest konieczne, kondycja wymagana. Idziemy korytarzami, którymi w razie deszczu spływa woda. Grupa naszego przewodnika z przed dwóch dni musiała zawrócić z trasy, właśnie z powodu deszczu. Przeważnie jednak pogoda dopisuje. Po drodze mijamy obozowiczów. Według przewodnika niektórzy rozbijają kilkugodzinne dojście na 3 dni. Po drodze mijamy zarówno ludzi wchodzących na górę w japonkach, jak i ludzi w kaskach poprzywiązywanych linami. Tuż przed wschodem jako jedyni docieramy na szczyt. Część nieba spowita jest chmurami, mimo tego widoki i tak są rewelacyjne. Słońce przechodzi przez połowę palety barw. Euforia po zdobyciu szczytu jest niesamowita :) Kilkanaście minut później dociera również grupa lokalnych wraz z indonezyjską flagą. Pożyczamy ją na chwilę dla pamiątkowego zdjęcia. Po odwróceniu flagi, ci lepsi z geografii zaczynają się śmiać i zgadują, że Polacy. Ci słabsi się trochę oburzyli, ale po wyjaśnieniach jest wszystko ok :) Wulkan dymi, dojście do lawy niestety jest zabronione. Schodząc widzimy to czego nie widzieliśmy w nocy. Marta stwierdza, że gdyby widziała, gdzie się pakuje, pewnie by nie weszła. Na dole mamy nogi jak z waty. Jesteśmy totalnie zmęczeni. Nasz przewodnik mówi nam, że czasami w jeden dzień robi 2 kursy: na Merapi i na pobliski mniej popularny ale jeszcze wyższy wulkan. Szacunek! Po drzemce wracamy do Jogjy drogą przez Magelang. Nawierzchnia jest zdecydowanie lepsza niż jadąc od Prambananu. Oddajemy motocykle z lekkim poślizgiem, ale nikt nie każe nam nic dopłacać. Gilang stwierdził, że gdybyśmy powiedzieli w wypożyczalni, gdzie my nimi chcemy jechać, nikt by ich nam nie wypożyczył. A przecież dojechaliśmy bez jednego zająknięcia :) Wyczerpani kładziemy się spać.