Po odespaniu Merapi poszliśmy na ostatni spacer ulicami Jogjakarty. Postanowiliśmy sprawdzić, czy McDonalds w tropikach różni się czymkolwiek od naszej wersji. Zapłaciliśmy 2 razy więcej niż u nas. W zamian dostaliśmy dokładnie to samo. Przepraszamy, więcej nie będziemy. Czas na pierwszą podróż koleją. I tu małe zaskoczenie, trasa Jogja-Semarang za jedyne 24000 IDR. Ceny wróciły już do normalności po boomie świątecznym. Pociąg o standardzie naszego osobowego, mamy miejsca siedzące. Tuż przed Semarangiem zapytałem się dziewczyny obok, z której stacji bliżej jest do autobusu do Jepary. Powiedziała, że dzisiaj już nic nie złapiemy, potem zaproponowała nocleg u siebie w domu oraz podwiezienie rano na prom (ok. 1,5h). Byliśmy przeszczęśliwi. Potem dłuższa chwila narady z mężem (który też pomoc oferował) i skończyło się na tym, że zostawili nam nr telefonu do drogiego hotelu i wysiedliśmy nie na tej stacji co trzeba. No dziękuję bardzo! To nie koniec niemiłych zdarzeń z Semarangiem w tle. Wzięliśmy naszą pierwszą taksówkę w Indonezji. Tu było ok, cena znośna. Podjechaliśmy do hotelu, gdzie nocleg kosztował 40000 IDR. Recepcjonista mówi nam, że nie ma miejsc. Dzwonimy do innego hotelu, też nie ma miejsc. W następnym miejsca są, za 160000 IDR. W końcu recepcjonista dzwoni w jeszcze inne miejsce i mówi, że są miejsca za 50 do 70 tys. Może być, jedziemy! Zajeżdżamy na miejsce, widzimy puste pokoje, pytamy się, i co? Nie ma miejsc! Kierują nas do sąsiedniego hotelu za 200 tys. Mieszkający w tym hotelu Pakistańczyk tłumaczy nam, że nas białych nie wpuszczą do taniego hotelu. Tłumaczy to regulacjami prawnymi. No jeżeli takie jest prawo, to jest to prawo mafijne. Toż to czystej krwi zmowa hotelarzy. Rezygnujemy z takich usług. Ostatecznie jedziemy na dworzec, w końcu jest już 21:00, wyjazd pewnie będzie o świcie, coś wymyślimy. Pytamy się pobliskich ochroniarzy, czy możemy się u nich schronić przed wszędobylskimi naciągaczami z dworca (oferują angkota do Jepary za jedyne 400k!). Pierwotnie chcieliśmy u nich przesiedzieć namiot lub rozbić namiot gdzieś za ich budką. Ostatecznie dzień się kończy bardzo miło, oglądam z ochroniarzami mecz Arsenalu (z Fabiańskim w bramce) a następnie kładziemy się spać w śpiwory w małym pomieszczeniu na tyłach dyżurki.