Wczorajszy dzień nie niósł ze sobą zbyt wielu atrakcji, dlatego nie doczeka się osobnego wpisu. Byliśmy na ptasim targu, kontynuowaliśmy zakupy i wypożyczyliśmy sobie skutery na dzisiejszą wyprawę. Po raz pierwszy wyruszamy gdzieś tylko w trójkę. Mając 2 motory i jeden plecak mamy w planach zobaczyć Prambanan i zdobyć Merapi (2970m. n.p.m.). Droga do Prambanan jest prosta, więc Gosia ma czas na opanowanie skutera. To jej pierwszy raz jako kierowca. Skutery mają automatyczną skrzynię biegów, więc poziom trudności zbliżony jest do roweru. Świątynie robią na nas jeszcze lepsze wrażenie niż Borobudur, a to głównie dlatego, że są bardziej kameralne. Tłumy nie dokuczają. Trzęsienie ziemi z 2006 roku mocno naruszyło konstrukcje budowli, jednak aktualnie już tylko jednak z nich otoczona jest rusztowaniami. W ramach tego samego biletu oglądamy również kompleks świątyń Sewu. Są starsze, ale i bardziej zniszczone. NIE polecam restauracji znajdującej się na terenie kompleksu. Zamówiłem potrawę mającą w nazwie vegetables (z naciskiem na "s" na końcu), a dostałem glony. Niesmaczny żart. Dalsza część podróży jest bardziej wymagająca. Musimy podjechać z wysokości 200 m. n.p.m. do wioski Selo u podnóża Merapi znajdującej się na 1500 m. Droga jest kręta, stroma i miejscami bardzo zniszczona. Na szczęście nasze skutery dały radę. Tak jak w przypadku Dieng, zapomnijcie o znakach drogowych. Podstawy indonezyjskiego się przydadzą, koniec języka za przewodnika. Na miejscu jemy pyszne soto (5 IDR), znajdujemy hotel oraz przewodnika. Ceny to 150000 IDR za przewodnika nie mówiącego po angielsku i 200000 za takiego a angielskim. Za grupę oczywiście. Idziemy bardzo wcześnie spać, o 1:00 w nocy wymarsz.