Geoblog.pl    jasiustasiu    Podróże    Jawa (+ Karimunjawa, Madera, Bali), Indonezja 2010    Kolejna pozycja obowiązkowa
Zwiń mapę
2010
03
paź

Kolejna pozycja obowiązkowa

 
Indonezja
Indonezja, Kawah Ijen
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1667 km
 
Pobudka o 00:30. Wychodzi całe pół godziny później niż pobudka przed wspinaczką na Merapi. Mimo wszystko teraz poszliśmy spać później i nie możemy się dobudzić. Jedziemy na Kawah Ijen, wulkan znany z odkrywkowej kopalni siarki znajdującej się na szczycie. Na wulkan prowadzą dwie drogi. Trudniejsza, wymagająca auta z napędem 4x4, od strony Banyuwangi oraz łatwiejsza z drugiej strony szczytu. Objechanie szczytu nie wchodzi w grę, dlatego jedziemy od trudniejszej strony. Nasze Suzuki 4x4 daje radę. Mijamy dziewczyny z Polski, które utknęły po drodze bo dały się namówić na transport samochodem bez napędu na 4 koła. Niestety nie jesteśmy w stanie im pomóc, ponieważ u nas są już 4 osoby, a dziewczyny są w trójkę. Mam nadzieję, że doczekały na auto zastępcze. Na parkingu idziemy jeszcze na śniadanie. Marta zaopatruje się w maskę ochronną, co okazuje się być dobrym pomysłem. Pogoda nie dopisuje, wieje silny wiatr, przez co siarkowe opary są wszędzie. Trasa na szczyt z parkingu to nie więcej niż 3 km łatwym szlakiem. Co chwilę zastanawiamy się, czy iść dalej czy zawrócić. Staramy się zatrzymywać gdzieś w ustronnym miejscu i iść dalej, gdy wiatr cichnie. Udało nam się dostać na drugą stronę wulkanu, gdzie opary już tak nie dokuczają. Rezygnujemy z zejścia na dół wulkanu do jeziora, mimo że dla pracujących tam górników to nie przeszkoda. Jesteśmy na szczycie prawie sami, nie licząc górników. Zastępy turystów mijamy dopiero w drodze powrotnej. Wśród nich matka z około 2-letnim dzieckiem (przypominam o siarce) oraz człowiek wnoszony na szczyt w lektyce.
Cały czas mam w głowie G-Land, ponieważ boję się, że tam nie dotrzemy (właściwie tylko mi na tym zależy). Przy zjeździe z góry zatrzymujemy się przy plantacjach kawy oraz goździków. Zaskoczyłem się przy goździkach. Byłem przekonany, że goździki to rośliny niskopienne, a to pełnej krasy drzewa. Następnie jedziemy do fabryki kawy. Nie przewidzieliśmy jednak, że w niedzielę robotnicy mają wolne. Widzimy za to suszącego się kopi luwaka. Strażnik bacznie patrzy, czy czasem nie chcemy trochę zacharapcić. Przy obiedzie stwierdzamy zgodnie, że jesteśmy wypluci (po 2,5h snu 12h aktywnie na nogach). G-Land przekładamy na następny dzień. W ten sam dzień jedziemy jeszcze do wytwórni batiku. Po drodze zatrzymujemy się na sok z patyka, czyli z gałęzi (tak, gałęzi!) drzewa cukrowego. W zakładzie podglądamy mrówczą pracę pracowników. Zadziwia mnie dokładność z jaką nakładane są wzory. Część ludzi dużym stemplem nakłada wzory, część maluje wzory ręcznie, natomiast kolejni zajmują się przygotowaniem tkanin zarówno przed jak i po procesie malowania. Cieszymy się, że trafiliśmy do prawdziwego zakładu, a nie do wydmuszki nastawionej na turystów. Wracamy do domu i ucząc się na błędach wcześniej kładziemy się spać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
jasiustasiu
Damian Stasiak
zwiedził 10% świata (20 państw)
Zasoby: 116 wpisów116 15 komentarzy15 559 zdjęć559 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
15.08.2012 - 28.08.2012
 
 
27.04.2012 - 07.05.2012
 
 
12.09.2011 - 03.10.2011