Z Makarskiej Riwiery udaliśmy się prosto na kanion Tary. Przed nami sporo kilometrów. Po drodze zgarnęliśmy autostopowiczów, ale byli jacyś dziwni. Parka Chorwatów, która potraktowała nasze auto jak taksówkę. Zdziwieni, że chcemy z nimi rozmawiać po kilku kilometrach wysiedli. Zły posmak naprawiła dwójka Niemców łapiąca stopa tuż na bośniackim przejściem granicznym. Razem podjechaliśmy jeszcze do Stonu. Trzeba było zboczyć może z 10 km. Pooglądaliśmy chwilę mury. Nikomu nie chciało się nigdzie dalej ruszać, więc rach ciach i byliśmy w drodze na Dubrovnik. Tam zostawiliśmy chłopaków i pojechaliśmy na Czarnogórę, gdzie czekały na nas przykre niespodzianki...