W Belgradzie umówiliśmy się ze znajomą Marty. Chodziliśmy po mieście cały dzień. Próbowaliśmy burków, wieczorem piwa :) Kalemegdan, czyli belgradzka twierdza nad Dunajem, robi bardzo dobre wrażenie. Chciałoby się mieć taki klimatyczny park u siebie w mieście. Zwiedzamy dalej miasto. Napisy na murach świadczą, że Serbowie dalej uważają Kosowo za swoją własność. Pierwsze co mnie zaskoczyło to komunikacja miejska. Brak rozkładów. Nikt nic nie wie. Bareja. A przecież wcale tak daleko od domu nie odjechaliśmy. Miasto ma niewykorzystany potencjał. Dziwią brzydkie rolety zewnętrzne, odrapane strasznie. Nasz kierowca do Belgradu proponował nam odwiedzenie Smederewa, miasteczka słynącego z dobrych win niedaleko Belgradu. Mielibyśmy tam przewodnika w postaci jego bodajże siostrzenicy, ale niestety nam nie drodze. Nocujemy w akademiku i wyruszamy rano na Guczę!